Piję od 5 lat. Jestem nietypowym alkoholikiem – nigdy nie urządzałem awantur, nie leżałem w rowie. Nie byłem agresywny w stosunku do rodziny. Ja po prostu „tylko” piłem. Nie miałem motywacji do życia. Przestało mi na nim zależeć. Czułem się jak wrak człowieka. Bardzo cierpiała na tym moja rodzina. Paradoksalnie znalazłem w niej obrońcę – syn za każdym razem, jak żona miała do mnie pretensje, stawał w mojej obronie. Taka męska solidarność. Myślę, że nie do końca zdawał sobie sprawę z rangi problemu. Tak jak już wspomniałem, wymykałem się z spod klasycznej definicji „alkoholika”. Tym gorzej dla mnie, bo zbyt długo sam nie dopuszczałem do siebie myśli, że coś jest nie tak. Przecież normalnie funkcjonowałem – pracowałem, dbałem o rodzinę. To, że równocześnie przeżywałem wewnętrzne męki nie niepokoiło mnie jakoś bardzo. Do czasu. Uświadomiłem sobie, ze przestałem czuć radość, przestałam czuć cokolwiek poza pragnieniem napicia się. Gdy już się napiłem, na moment moje samopoczucie poprawiało się ale to trwało bardzo krótko. Potem „wszystko” wracało. Ten stan, nazwijmy go cykl, była dla mnie niesamowicie męczący. Czułem taka pustkę, były nawet dni kiedy bardzo chciałem by to wszystko już się skończyło. Po prostu nie miałam już dalej siły ciągnąć tego wszystkiego.
Praca i przyjaźń
W pracy początkowo nikt niczego nie podejrzewał . To znaczy wiedzieli, że mam jakiś problem ale nie domyślali się jaki. Sam się przyznałem paru zaufanym osobom. Zaufanym to mało powiedziane. Prawdziwym przyjaciołom, którzy postanowili mi pomóc. Nie zostałem z problemem sam. Szukali dla mnie pomocy. Wtedy nie potrafiłem tego docenić, czułem się samotny i niezrozumiany. Teraz, kiedy patrzę na to wszystko z pewnego dystansu, wiem że mam niesamowite szczęście do ludzi.
Trudny początek
Trafiłem do szpitala, czułem się fatalnie (5 lat temu).
Kiedy uświadomiłem sobie, że jestem alkoholikiem postanowiłem zapisać się do grupy terapeutycznej. Wtedy faktycznie nie piłem. Dużo dawało mi to, że spotkałem ludzi z takim samym problemem. Rozmowy z nimi były dla mnie kojące i dawały siłę do dalszej walki. Niestety na krótko. Pewnego dnia terapeuta nie przyszedł i nagle okazało się, że mam dużo wolnego czasu. Miałem z kolegą pograć w piłkę, jakoś tak wyszło, że jednak on nie mógł. Pomyślałem o pójściu na basen, niestety było już bardzo późno, nie opłacało mi się to. Co zrobiłem? Znowu zacząłem pić.
Byłem w życiu na dwóch detoksach. Po ostatnim już wiedziałem – jeśli nie przestanę, po prostu nałóg mnie zabije. Miałem ostatnią szansę. Odwiedziłem Kobierzyn, ale to nie było miejsce dla mnie. Nie byłem „takim alkoholikiem”. Trafiłem do „Tęczy”. Z ogromną chęcią zmiany swojego życia ale bez wiary, że mogę je zmienić.
Dam radę
Pierwsze dni w ośrodku nie były łatwe. Zresztą nie spodziewałem się, że takie będą. Czekałem na przełom. W końcu nastąpił – pewnego dnia obudziłem się w dobrym nastroju, nic mnie nie bolało, nic nie rozpraszało. Wiedziałem jedno – chcę się tak czuć przez resztę mojego życia. Bardzo chcę! Pielęgnuję w sobie to odczucie. Wtedy tak naprawdę uwierzyłem, że mogę, że mam w sobie tyle siły, by dać radę. Niedługo wychodzę, oczywiście trochę się tego boję. Będę walczył – dla rodziny, przyjaciół i dla TEGO poranka, kiedy w końcu poczułem się jak człowiek. Mam porównanie, wiem, że warto podjąć trud.
C.D.N
Dodaj komentarz
Last Updated: 7 marca 2017 by admin2
Nietypowy alkoholik
Piję od 5 lat. Jestem nietypowym alkoholikiem – nigdy nie urządzałem awantur, nie leżałem w rowie. Nie byłem agresywny w stosunku do rodziny. Ja po prostu „tylko” piłem. Nie miałem motywacji do życia. Przestało mi na nim zależeć. Czułem się jak wrak człowieka. Bardzo cierpiała na tym moja rodzina. Paradoksalnie znalazłem w niej obrońcę – syn za każdym razem, jak żona miała do mnie pretensje, stawał w mojej obronie. Taka męska solidarność. Myślę, że nie do końca zdawał sobie sprawę z rangi problemu. Tak jak już wspomniałem, wymykałem się z spod klasycznej definicji „alkoholika”. Tym gorzej dla mnie, bo zbyt długo sam nie dopuszczałem do siebie myśli, że coś jest nie tak. Przecież normalnie funkcjonowałem – pracowałem, dbałem o rodzinę. To, że równocześnie przeżywałem wewnętrzne męki nie niepokoiło mnie jakoś bardzo. Do czasu. Uświadomiłem sobie, ze przestałem czuć radość, przestałam czuć cokolwiek poza pragnieniem napicia się. Gdy już się napiłem, na moment moje samopoczucie poprawiało się ale to trwało bardzo krótko. Potem „wszystko” wracało. Ten stan, nazwijmy go cykl, była dla mnie niesamowicie męczący. Czułem taka pustkę, były nawet dni kiedy bardzo chciałem by to wszystko już się skończyło. Po prostu nie miałam już dalej siły ciągnąć tego wszystkiego.
Praca i przyjaźń
W pracy początkowo nikt niczego nie podejrzewał . To znaczy wiedzieli, że mam jakiś problem ale nie domyślali się jaki. Sam się przyznałem paru zaufanym osobom. Zaufanym to mało powiedziane. Prawdziwym przyjaciołom, którzy postanowili mi pomóc. Nie zostałem z problemem sam. Szukali dla mnie pomocy. Wtedy nie potrafiłem tego docenić, czułem się samotny i niezrozumiany. Teraz, kiedy patrzę na to wszystko z pewnego dystansu, wiem że mam niesamowite szczęście do ludzi.
Trudny początek
Trafiłem do szpitala, czułem się fatalnie (5 lat temu).
Kiedy uświadomiłem sobie, że jestem alkoholikiem postanowiłem zapisać się do grupy terapeutycznej. Wtedy faktycznie nie piłem. Dużo dawało mi to, że spotkałem ludzi z takim samym problemem. Rozmowy z nimi były dla mnie kojące i dawały siłę do dalszej walki. Niestety na krótko. Pewnego dnia terapeuta nie przyszedł i nagle okazało się, że mam dużo wolnego czasu. Miałem z kolegą pograć w piłkę, jakoś tak wyszło, że jednak on nie mógł. Pomyślałem o pójściu na basen, niestety było już bardzo późno, nie opłacało mi się to. Co zrobiłem? Znowu zacząłem pić.
Byłem w życiu na dwóch detoksach. Po ostatnim już wiedziałem – jeśli nie przestanę, po prostu nałóg mnie zabije. Miałem ostatnią szansę. Odwiedziłem Kobierzyn, ale to nie było miejsce dla mnie. Nie byłem „takim alkoholikiem”. Trafiłem do „Tęczy”. Z ogromną chęcią zmiany swojego życia ale bez wiary, że mogę je zmienić.
Dam radę
Pierwsze dni w ośrodku nie były łatwe. Zresztą nie spodziewałem się, że takie będą. Czekałem na przełom. W końcu nastąpił – pewnego dnia obudziłem się w dobrym nastroju, nic mnie nie bolało, nic nie rozpraszało. Wiedziałem jedno – chcę się tak czuć przez resztę mojego życia. Bardzo chcę! Pielęgnuję w sobie to odczucie. Wtedy tak naprawdę uwierzyłem, że mogę, że mam w sobie tyle siły, by dać radę. Niedługo wychodzę, oczywiście trochę się tego boję. Będę walczył – dla rodziny, przyjaciół i dla TEGO poranka, kiedy w końcu poczułem się jak człowiek. Mam porównanie, wiem, że warto podjąć trud.
C.D.N
Category: Historie Prawdziwe Tags: alkohol, alkoholizm, leczenie, nałóg, pacjent, psychoterapia, rodzina, tęcza, uzależnienie